Trochę nas już męczy odwiedzanie co niedzielę innego kościoła, chciałoby się mieć jakiś stały punkt zaczepienia i nie analizować kazań pod kątem wygłaszanych herezji. Tak czy inaczej, takie jest nasze obecne niedzielne zajęcie.
Trzeba by na początku powiedzieć, że połudiowoafrykańska kultura jest szalenie chrześcijańska. W telewizji na okrągło wyświetlają programy promujące muzyków gospel, kościołów jest mnóstwo – przynajmniej w bogatych dzielnicach, a w centrach handlowych można zobaczyć ogromne, wspaniale wyposażone księgarnie chrześcijańskie, gdzie sprzedaje się Biblie we wszystkich możliwych formatach, wersjach i kolorach. W radio słyszeliśmy dziś reklamę salonu samochodowego BMW, zakończoną błogosławieństwem świątecznym. Ludzie odważnie modlą się w restauracjach, a na bilbordach nierzadko pojawiają się biblijne wersety. Brzmi trochę jak chrześcijańska oaza w zeświecczałym świecie?
Nie ma kościoła idealnego, to trzeba od razu przyjąć za pewnik: ufamy, że dopiero spotkanie z Oblubieńcem dopełni chwały Jego ukochanej Oblubienicy. A tak, każde jedno ludzkie przedsięwzięcie, choćby było Bogu poświęcone, podatne jest na ludzką ułomność, w takim czy innym aspekcie. Gdzieś tam jednak – i to naprawde piękne jest w kościołach na całym świecie – pobłyskuje Królestwo Niebieskie, można je w jakiś przedziwny sposób przeczuwać, przebywając wśród wierzących, jakkolwiek egzotyczni by się nie wydawali. Więc tak sobie zwiedzamy kościoły (może na razie bez sukcesu - wciąż szukamy, i z całą pewnością doceniamy jeszcze mocniej nasz Polski duchowy dom), a nasza dotychczasowa perspektywa może się zmieniać i kształtować...
Afrykańskie kościoły są więc dla mnie tajemnicą, rzucają wyzwanie kategoriom, do których przywykłam. Choć nie potrafię tego do końca zrozumieć, widzimy tu miłość i szacunek dla Słowa Bożego, ogromną radość i żywiołowość, adekwatnie do doniosłości Dobrej Nowiny. Widzimy autentyczne emocje, wyrażane w muzyce, która sięga samego dna duszy; widzimy ofiarność, wspaniałą organizację kościelnego życia i ludzi gotowych poświęcać się w służbie. Widzimy otwartość na drugiego człowieka i relacje zbudowane na Bożej Miłości, wręcz nią promieniejące.
Obraz kościoła jako jednego ciała jest chwalebny, jest piękny. A jednak kościoły, które do tej pory odwiedzaliśmy, zdają się mieć tylko to jedno coś, a w innych dziedzinach są nieraz wręcz kulawe. Proporcje bywają zachwiane, a niektóre zachowania – karykaturalne. Wiele jest murów i barier, które nijak nie pasują do chrześcijaństwa. Czasem uderza bylejakość, a czasem onieśmiela przepych. Trochę to dla mnie niepojęte, jak to możliwe, że można głosić wspaniałe, zdrowe kazania, a nie wyrażać w swojej pobożności ani szczypty radości i entuzjazmu. Przecież poznanie Boga powinno wnosić nieprawdopodobną radość! Jak to możliwe, że można głosić doktryny raczej przewrotne, i raczej luźno powiązane z Biblią, a jednak mieć w sobie gorliwość i determinację, by modlić się, pościć i szukać Boga z oddaniem, które rzadko widuje się w Europie. Wiele można by pisać takich zdań, zaczynających się od “jak to możliwe”, a jednak jakoś sobie te kościoły funkcjonują, jakoś się w nich ludzie nawracają do Boga, jakoś znajdują zachętę, by dalej za Nim iść. Niewątpliwie wciąż trzeba tu misjonarzy, a jeszcze bardziej – mądrych przywódców.
Jeszcze nie do końca sobie wyobrażam, jak się w tych kościelnych realiach odnajdziemy. Chociaż to niełatwe zadanie, Kościół Jezusa Chrystusa jest wciąż piękny w naszych oczach, i coraz piękniejszy. W Święta nowe odwiedziny, nowe doświadczenie i niestety - rozczarowanie. A w niedzielę... znów będziemy próbować.
piątek, 25 grudnia 2009
Kościoły
Autor:
Weronika
o
23:02
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Ile ludzi tyle kościołów-idealny będzie,gdy pozostawimy swój doczesny namiot i uniesiemy się w górę!
Prześlij komentarz