piątek, 4 grudnia 2009

Szkoła Vuka-Uzenzele

Wczoraj byliśmy w publicznej podstawówce w najbiedniejszym rejonie slumsów – dostaliśmy wczoraj propozycję, żeby tam działać, więc się przyglądamy, i modlimy. Potrzeby są wszędzie wokół znacznie większe, niż to, co można zrobić, więc najważniejsze, by wsłuchać się w Boży głos i nie przegapić Jego planów. Co wydarzy się w tej sprawie, jeszcze nie wiemy! ;)

Mogliśmy trochę zobaczyć jak to funkcjonuje – szkoły niestety są jakie są, 50 dzieciaków w klasie, lekcje trwają dość krótko – oficjalnie od 8-13, ale najczęściej dzwonek dzwoni już o 12:30 (w tym jest też przerwa na lunch). Teraz oceny są już wystawione – za chwile letnie wakacje, więc dzieciaki nie mają w ogóle lekcji, tylko cały dzień siedzą na szkolnym podwórku.

Dzielna dziewczyna z Holandii właśnie kończy tam swoją pracę. Dzień upłynął na próbach wytłumaczenia dzieciom, z którymi spotykaliśmy się w małych grupach, o co chodzi w Bożym Narodzeniu. Praktycznie nikt nie wiedział nic na ten temat i nie wiem, czy cokolwiek udało się im wyjaśnić. Tylko 5% tych dzieciaków jest na takim poziomie z czytaniem i pisaniem, na jakim powinni być według programu. Dzieci są bose albo mają za małe lub za duże buty, podarte mundurki, zepsute zęby, trudne domy. Jest co robić!

Słyszeliśmy, że zeszłej zimy OM zorganizował w tej szkole akcję, w ramach której każde dziecko dostawało codziennie jakiś owoc. Zdawałoby się, że to drobiazg. Okazało się jednak, że była to zima bardzo nietypowa. Do szkoły przychodziło 80% uczniów, a nie jak zwykle – poniżej 50%. Warto?

Najbliższy poniedziałek też spędzamy w Vuka-Uzenzele.

0 komentarze: