piątek, 4 grudnia 2009

Pioruny trzaskają

Teraz jest taka pora roku, że burze są prawie co noc. Burze po afrykańsku, znaczy “największe burze na świecie”. Kiedy huknie, to huknie. I robi się jasno jak w dzień.

Nasz zabawny piesek boi się burzy – jak ona tu żyła przez ostatnich 11 lat?? Kuli się, tuli, trzęsie się cała i bardzo chce z nami spać. Tu pierwszy potężny sukces pedagogiczny Szczepana – udało mu się powstrzymać jej nieznośne nocne walenie w drzwi sypialni (jakoś nie zapatrujemy się pozytywnie na spanie razem z psem). Kilka nocy było jednak bardzo... interesujących.

Przedwczoraj misyjne chłopaki zaprosili Szczepana na mecz Kaiser Chiefs. Męskie wyjście, Weronika została dzielnie w domu. Jak zwykle, o 18tej zapadł zmrok i zaczęła się wielka burza. Szczepan spędził na stadionie kilka godzin w deszczu, posmakował papy z sosem i kurczaka z przystadionowego grilla, posłuchał afrykańskich trąbek stadionowych, poczuł klimat. O 19:30 zaczął się mecz, trwał 20 minut, a potem zaczęło się czekanie. Wokół murawy odprawiali tańce zuluscy kibice. O 21szej zapadła wreszcie decyzja – mecz odwołano, nie dość że deszcz, to jeszcze lampa wysiadła – no bo burza.

Wraca mąż do domu po męskim wyjściu, a tam żona siedzi z latarką na czole, czyta Biblię i popija herbatkę. Całe osiedle ciemne, wszędzie ciemno, pół miasta bez prądu – burza przecież! Żona przez 2 godziny ciemności zdążyła już znaleźć kryjówkę pod łóżkiem – w razie napadu, wysnuć apokaliptyczne wizje, i ostatecznie przestać się bać. Afryka, proszę państwa.

2 komentarze:

tanoshimini pisze...

Maryla! Maryla! Niech się powtórzy... Szaleństw nigdy za wiele... Zwłaszcza jak się jest w Afryce, prawda?:D

motylem byłam pisze...

Jak na filmie Bonanza-strach ma wielkie oczy!Ale my wznosimy wzrok w górę!