piątek, 9 kwietnia 2010

Noc

Ach te noce w Belfaście! Zdawać by się mogło, że w buszu to głusza i cisza - nic podobnego. Myśmy się przyzwyczaili, że sen jest naszą prywatną własnością. Ale tu przecież pojęcie własności prywatnej jest w zawieszeniu! Po pierwsze, muzyka. Okazuje się, że ambicją wielu naszych sąsiadów jest używanie posiadanego sprzętu muzycznego – podstarzałych kolumn, gramofonów, boomboxów, do maksimum możliwości. Chojnie pozwalają się “cieszyć” swoją prywatną, trzeszczącą dyskoteką wszystkim wokół. Nieraz przez całą noc. Dalej – koguty. Szalone koguty! Nie jesteśmy ekspertami od wiejskiego życia, ale koguty pieją chyba zwykle przed świtem? W Belfaście pieją od północy do zachodu słońca, bez przerwy, bez ustanku. A do tego dochodzi najbardziej znamienny element afrykańskiej nocy: bębny. Nieraz nie mogliśmy się nadziwić, jak uczestnicy bębniącej imprezy są w stanie wytrzymać takie natężenie. Bębnienie niesie się przez afrykańską noc jak refren, ciągle na nowo, jednostajny rytm, energiczne uderzenia, godzina walenia, kilka sekund przerwy, zmiana, i nowy rytm, nowe walenie, aż do rana. To bębnienie rozdziera serce, straszliwy trans dusz pogrążonych w ciemności: czary, alkohol, narkotyki, orgie, wywoływanie duchów przodków, gwałty, rozprzestrzenianie HIV, ciemne moce, odurzenie...

Już pierwszego dnia odkryliśmy, że noc zaczyna się gdzieś koło godziny 20tej – przed 19tą zachodzi słońce i później nie ma co siedzieć przy świeczce. Ale po tej wizycie u wodza, z tym pianiem, bębnieniem, graniem, jakoś ciężko mi było zasnąć, dość często słychać przerażające krzyki, teoretycznie wiele by się mogło złego wydarzyć, każdej nocy wiele złego dzieje się w sąsiedztwie. Czułam się trochę, jakbyśmy wkroczyli na wrogie terytorium. No i jeszcze tabletki na malarię – efekt uboczny to barwne sny, koszmary, czasem halucynacje. Może właśnie dlatego uszy płatały mi figle, tej pierwszej nocy szczególnie dużo słyszałam niepokojących dźwięków, miałam chwilami wrażenie, że jakiś ciężki płaszcz przykrywa nasz namiot. Dużo było wtedy duchowej walki, oj gorące były moje modlitwy, nocą w Belfaście!


sprzęt nagłośnieniowy w jednym z domów

2 komentarze:

motylem byłam pisze...

co kraj to obyczaj- a w Austrii to nawet dzieci jak na podwórku się nawołują to już są kary za zakłócanie ciszy!

Anonimowy pisze...

A koguty pieją i w Polsce cały czas- przynajmniej te naszego sąsiada. :D