sobota, 29 maja 2010

Polonia Misyjna

Czworo Polaków w bazie treningowej: zacieśniające się przyjaźnie i charakterystyczny folklor, który wnosiliśmy w życie szkolenia misyjnego – ten porządek rzeczy zmienił się mocno w krótkim czasie.

Scena 1
Tuż po naszej wyprowadzce dostaliśmy od Moniki i Bartka zaproszenie na “polskie pożegnanie” w bazie. Świadomi tego, jak się tam żyje (chłodno, głodno i prowizorycznie:), zapakowaliśmy w samochód dwie duże świeżutkie pizze i wyruszyliśmy do Boschkop.
Szczęki opadły nam już przy wjeździe, gdy pośrodku zielonego pola zobaczyliśmy pięknie nakryty stół – przyszła na myśl bajka “Stoliczku, nakryj się!”. Obrus, kwiaty, świece, 4 krzesła... Niepewni, czy to nie sprawka Polaków, postanowiliśmy nie wyjmować naszej banalnej pizzy z bagażnika – słusznie, jak się miało zaraz okazać. Spotkaliśmy ich w kuchni – ich twarze były promienne jak twarze dziecka, które kupiło prezenty Bożonarodzeniowe i nie jest w stanie ukryć radości, jaką sprawia obdarowywanie. Wkrótce zasiedliśmy pod rozgwieżdżonym niebem na królewską ucztę w stylu polskiego niedzielnego obiadu: doskonała zupa pomidorowa z makaronem, wykwintne kotlety z serem, ziemniaki, mizeria, a na deser słynne naleśniki Moniki z bitą śmietaną i owocami. Ten znakomity posiłek w kontekście treningu nabiera jeszcze szczególniejszego znaczenia: ileż to trzeba naoszczędzać kieszonkowego, jak zaplanować zakupy i wyprawę do sklepu, skąd wiąć czas na gotowanie w półgodzinnych przerwach między jednym wykładem a drugim... Przez cały wieczór nie opuszczało nas wzruszenie. “Dzieciaki”, jak zwykliśmy między sobą mówić o Monice i Bartku, w przepiękny sposób okazały nam miłość. Na wynos dostałam bukiet kwiatów z bazowego ogrodu. W drodze do domu dziękowaliśmy Bogu i rozklejaliśmy się nad naszą polską-afrykańską rodziną.  Pizza wróciła z nami do domu.



Scena 2
Przychodzi mail, że Bartka siostra zachorowała. Kilka dni, kilka smsów, bilet przerezerwowany: Bartek wraca do Polski. Modlimy się. Modlą się uczestnicy szkolenia, misjonarze, prosimy o wstawiennictwo wszystkich, których znamy. Nie opuszcza nas pokój i przekonanie, że to słuszna decyzja i że Bóg objawi w tym kryzysie swoją chwałę.
W tej naszej misyjnej rzeczywistości człowiek ma mnóstwo bodźców i sytuacji do przetworzenia, mnóstwo refleksji rodzi się w głowie. Niewiele jest za to osób, które rozumieją nasze dylematy, znają kontekst, w którym wcześniej funkcjonowaliśmy. Bartka nie znamy jakoś bardzo długo, ale w ciągu tych kilku miesięcy stał się naszym przyjacielem od analizowania świata – lubiliśmy go poić kawą i rozmawiać od serca. Jeśli my byliśmy dla niego jakimś wsparciem i zachętą, to on ubłogosławił nas jeszcze bardziej! Dziwnie tak się nagle pożegnać, a taka oto misyjna rzeczywistość. Uczymy się dziękować Bogu – naprawdę wiele od Niego dostajemy – i oddawać w Jego ręce i pozostawiać Jego opiece osoby, które są dla nas ważne. Odwieźliśmy Bartka na lotnisko, było ciężko i smutno. Wiemy, że dla niego to nowy, ważny rozdział. Dalej jesteśmy rodziną, a w bazie treningowej została już tylko Monika.

1 komentarze:

motylem byłam pisze...

jesteśmy w modlitwie za wszystkimi Misjonarzami a siostrze Bartka życzymy jak najszybszego powrotu do zdrowia;