Wprowadziliśmy się do “własnego” (wynajmowanego) mieszkania! Nasz dobytek zmniejszył się skutecznie przez ostatni rok: najpierw kawalerka w Warszawie, potem 2 walizki po 20 kg, wiele rzeczy po szkoleniu nie nadawało się już do użytku – nasza przeprowadzka była więc sprawna i bezproblemowa, wszystko weszło akurat do bagażnika samochodu. Cóż to za radość i ulga być wreszcie u siebie! Choć urządzanie się zaczęliśmy od dmuchanego materaca i plastikowych talerzy, dom stał się dla nas miejscem ukojenia i prawdziwego wypoczynku.
Sam wybór miejsca, urządzenie i zakup najpotrzebniejszych rzeczy to świadectwo niesamowitej Bożej troski – wszystko udało się zorganizować znacznie taniej, szybciej i przyjemniej, niż należałoby się spodziewać. Znów Bóg z wyprzedzeniem przygotował każdy detal, zadziwiając nas i spełniając nawet nasze małe niewypowiedziane marzenia: kuchnia, która dodaje mi (kulinarnych) skrzydeł i dodatkowy pokój dla gości, który jest jednocześnie biurem Szczepana. Jesteśmy podekscytowani i szybko okazuje się, że oto nasze nowe narzędzie służby: nakarmić i sprawić, by ludzie poczuli się komfortowo w atmosferze dobrej Bożej rozmowy. Według warszawskich realiów żyjemy w luksusie, ale afrykanerzy budują inaczej – ceny są znacznie niższe, a mieszkania większe (choć bez ogrzewania...).
To taka dobra okazja, by przypomnieć sobie, że nasze miejsce jest tu tylko na chwilkę, a prawdziwy dom mamy w Niebie. Patrząc realnie, za kilkanaście miesięcy cały proces ruszy od nowa: pakowanie, walizki, szukanie, rozpakowywanie, urządzanie... Jednak trzeba zapuścić korzenie, choć na krótko. Jesteśmy z Pretorii, jesteśmy z Faerie Glen.
2 komentarze:
Niezłe warunki jak na misjonarzy... :D
nawet żyrafa Was pilnuje,3majcie się dzielnie;
Prześlij komentarz