piątek, 22 stycznia 2010

Życie w bazie

Uczymy się jeszcze nowego rytmu – głośny, irytujący dzwonek dobiegający z kuchni oznacza, że trzeba jak najszybciej przyjść, na posiłek albo jakieś organizacyjne zebranie. Woda w prysznicach raz jest bardzo gorąca, raz bardzo zimna, także mamy nieplanowane zabiegi upiększające – ponoć naprzemienny prysznic ujędrnia skórę. Przez ostatni miesiąc padało praktycznie codziennie, więc nasze ulubione afrykańskie czerwone, gliniaste błoto jest wszędzie, żadne prawdziwe buty nie wytrzymają takiego grzęzawiska, lepiej chodzić w klapkach i pod koniec dnia porządnie umyć nogi. Prać w pralce ponoć nie warto, lepiej w ręku, bo pralka pierze na zimno, kosztuje 15 randów, no i jest jedna – a chętnych będzie 80. Ręczne pranie na tarce jest zdecydowanie bardziej stylowe i daje okazje do rozwijania życia towarzyskiego, ale trudno powiedzieć, jakie będą efekty. Niektórzy wyrażają opinię, że w ogóle pranie jest lekkim złudzeniem, bo wszystko jest ciągle lekko przybłocone i przyszarzałe. Coś w tym jest! No i wszędzie gdzie się nie pójdzie są ludzie. To na razie bardzo przyjemne, poznajemy się i to fascynujące doświadczenie, słuchać historii ludzi z całego świata i tego, jak Bóg działa w ich życiach. Z pewnością może się po czasie przejeść to wieczne towarzystwo – zwłaszcza, że teraz jest nas ledwie ¼ wszystkich uczestników szkolenia, ale na razie się cieszymy rozmowami i wesołym zamieszaniem.

Fryzjer:)


A to co?Błotko...
Łazienki



Kaktus!

Można do nas dzwonić:)
Kaplica

3 komentarze:

motylem byłam pisze...

urocze warunki poligonowo-wakacyjnie-kolonijno-harcersko-słoneczne;

Monika Quarcoo pisze...

bomba, widze ze to nie będą przelewki, prawidzy survival:) ale przecież to w końcu Afryka :)

Anonimowy pisze...

Śliczny pokoik ;)
A Szczepan to prawdziwy konstruktor :)

pozdrawiam gorąco
Agnieszka