Z konferencji przywiozłam fascynującą książkę o afrykańskiej kulturze i społeczeństwie, na pewno będę jeszcze coś więcej na ten temat pisać. W każdym razie cieszę się, że nabyłam nieco wiedzy w doskonałym momencie. Inaczej dzięki temu rozumiem, co się wydarza. Tyle tylko, że wiedza, to jeszcze nie mądrość. Zdaje się, że nie mam pojęcia, jak postąpić, ale cóż - przynajmniej rozumiem.
W tym momencie trzeba powiedzieć, że mamy z gruntu inne koncepcje przyjaźni. Przyjaźń po naszemu, jeśli jest szczera i prawdziwa, nie miesza się z interesami, nie mówi o pieniądzach, nie liczy na zyski. To właśnie, po naszemu, prawdziwa przyjaźń. Przyjaźń po afrykańsku jest zgoła inna. Jeśli jest szczera i prawdziwa, nie tylko dopuszcza, ale wręcz wymaga zaangażowania materialnego, wymiany dóbr, troski o potrzeby drugiej strony. W skrócie – jeśli jesteś moim przyjacielem, poproszę Cię o przysługę, a ty mi pomożesz. Zawsze. A ja będę Cię zawsze prosić o przysługę. (Oczywiście, że jest tu miejsce na odwzajemnienie!) Tak budują się gigantyczne siatki powiązań, relacje wdzięczności i zobowiązania, które pomagają przetrwać bez dochodów i bez kredytów w banku. Zaangażowanie materialne to najbardziej oczywisty objaw bliskości.
I tu pojawia się wyzwanie – jak wkroczyć w ten uporządkowany, powiązany wzajemnie świat, zrozumieć jego zasady i zbudować jakieś wartościowe relacje? Być może nie należy się zniechęcać, nie warto się frustrować, ale choć wiemy jak to działa, nie wiemy jak z tego wybrnąć! Oto przykład z wczoraj.
Trzech ogrodników siedziało pod naszymi schodami. Jedli leniwy lunch – robią sobie zwykle przynajmniej godzinkę przerwy około południa. Szczepan nakroił im arbuza i zaniósł – prosto z lodówki, idealnie na upalny dzień. Chłopaki się ucieszyli, przyjęli prezent z wdzięcznością, która przerodziła się w spontaniczny aplauz. Zależy nam oczywiście na tym, żeby się zaprzyjaźniać, więc cała sytuacja nas bardzo ucieszyła. Kilka godzin później usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Przyszedł nasz kolega od arbuza, zwrócić nam plastikowy pojemnik. Przy okazji poprosił nas o pożyczkę. Przeprosiliśmy mówiąc, że nie trzymamy w domu gotówki. Poczuliśmy się przybici.
Co tak naprawdę się wydarzyło? W rozumieniu europejskim, nasz nowy kolega okazał się nie być prawdziwym kolegą, ale chciał wykorzystać nasze miękkie serca. Może po części to prawda, ale gdyby zapytać jego samego, przedstawiłby całkiem inną wersję wydarzeń. Powiedziałby zapewne, że daliśmy mu arbuza i staliśmy się przyjaciółmi. On, jako nasz przyjaciel, ma konkretne potrzeby finansowe, a my mamy zasoby – w każdym razie większe, niż on sam. Przyszedł więc do przyjaciół z prośbą o pożyczkę, a my, odmawiając, potraktowaliśmy go jak obcego. Z przyjaźni nici.
środa, 13 stycznia 2010
Pieniądze i przyjaźń
Autor:
Weronika
o
23:22
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
u nas jest odwrotnie-pożycz komuś pieniądze a stracisz przyjaciela, no i dobry zwyczaj-nie pożyczaj!
oj mamo, mamo... :)
Szczep
Prześlij komentarz