Misyjne życie to nie taka znowu nędza, ale jakiś czas temu zmagaliśmy się poważnie z cenami żywności - od pierwszego do pierwszego raczej nie starczało. Nim znaleźliśmy się w sytuacji, gdzie musielibyśmy prosić Was o ratunek, zatroszczył się o nas sam Bóg. Szczepan, który regularnie odbiera dostawy jedzenia dla dzieci, zaczął dostawać różne produkty, i tak urosła z tego ładna cotygodniowa torba zakupów.
Bóg nie błogosławi nas po to, żebyśmy mieli więcej - pomyśleliśmy. Mniej więcej w tym samym czasie Mama Paulina płakała Weronice w kuchni, że nie wie już co ma robić. Próbuje ze swojej niewielkiej pensji opłacić rachunki, transport do pracy (półtorej godziny w jedną stronę), przedszkole wnuczki, szkołę córki, swoje leki (cukrzyca), i oczywiście wyżywić czteroosobową rodzinę. Jej mąż jest bezrobotny i nie wydobrzał jeszcze całkiem po napadzie i otruciu kilka miesięcy wcześniej. Co mamy, to damy - postanowiliśmy. Powiedzieliśmy Paulinie, że będziemy ją karmić. Prawda, trochę na wiarę!
Od początku roku zabieramy do pracy podwójny obiad - dla Pauliny drugie tyle, co dla nas obojga. Wiemy, że Mama zabiera to jedzenie też do domu, dla córki i wnuczki. Czasem skromniej, czasem z mięsem, ale staramy się żeby jedzenie było zdrowe. Nasza afrykańska przyjaciółka bardzo polubiła placki ziemniaczane i inne polskie ciekawostki. Co bardzo nas cieszy, zdrowotnie znacznie się poprawiła - wcześniej jadła nierówno i najtaniej, co nie pomagało jej na cukrzycę. Przestała pić kawę i słodzić herbatę, Weronika nauczyła ją pić zieloną i owocową.
Projekt jest może trochę czasochłonny, ale chyba i nam wychodzi na zdrowie. A Bóg dokonał cudu rozmnożenia. Wcześniej nie starczało na dwoje, teraz gotujemy dwa razy tyle, i jakoś jest. Nadwyżek brak, ale dziękujemy Bogu że w lutym dociągneliśmy do końca miesiąca (a kto w Polsce nie gimnastykuje się od pierwszego do pierwszego?).
Rozmnożyło się nie tylko jedzenie, ale również miłość. Mama kochała nas już wcześniej, ale teraz wylewa przed nami swoje serce. Modlimy się razem codziennie i gadamy o Bożej dobroci. Kilka dni temu zaczęłyśmy się modlić o niewierzącego Alexa, męża Pauliny. Wczoraj modliliśmy się konkretnie, żeby Alex sięgnął po Biblię. Dziś rano Mama uśmiecha się szeroko: "Wróciłam wczoraj do domu i mój mąż czytał Biblię. Przez całe życie czegoś takiego nie widzialam!"
czwartek, 3 marca 2011
Cud rozmnożenia
Autor:
Weronika
o
10:15
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Takie informacje budują moją wiarę. Dziękuję Bogu za Was i z całego serca błogosławię:)
Prześlij komentarz