wtorek, 15 marca 2011

Post 2011

Czy to jest post, w którym mam upodobanie, dzień, w którym człowiek umartwia swoją duszę, że się zwiesza swoją głowę jak sitowie, wkłada wór i kładzie się w popiele?
Czy coś takiego nazwiesz postem i dniem miłym Panu?
Lecz to jest post, w którym mam upodobanie: że się rozwiązuje bezprawne więzy, że się zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo, że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz.
Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza poranna i twoje uzdrowienie rychło nastąpi; twoja sprawiedliwość pójdzie przed tobą, a chwała Pańska będzie twoją tylną strażą. Gdy potem będziesz wołał, Pan cię wysłucha, a gdy będziesz krzyczał o pomoc, odpowie: Oto jestem!


Księga Izajasza 58:5-9a



Jeśli chcesz przyłączyć się do wielkopostnej akcji Pomoc dla Lesotho, napisz do nas lub skontaktuj się z Sienną - naszym Kościołem w Warszawie, który organizuje zbiórkę.

czwartek, 3 marca 2011

Cud rozmnożenia

Misyjne życie to nie taka znowu nędza, ale jakiś czas temu zmagaliśmy się poważnie z cenami żywności - od pierwszego do pierwszego raczej nie starczało. Nim znaleźliśmy się w sytuacji, gdzie musielibyśmy prosić Was o ratunek, zatroszczył się o nas sam Bóg. Szczepan, który regularnie odbiera dostawy jedzenia dla dzieci, zaczął dostawać różne produkty, i tak urosła z tego ładna cotygodniowa torba zakupów.

Bóg nie błogosławi nas po to, żebyśmy mieli więcej - pomyśleliśmy. Mniej więcej w tym samym czasie Mama Paulina płakała Weronice w kuchni, że nie wie już co ma robić. Próbuje ze swojej niewielkiej pensji opłacić rachunki, transport do pracy (półtorej godziny w jedną stronę), przedszkole wnuczki, szkołę córki, swoje leki (cukrzyca), i oczywiście wyżywić czteroosobową rodzinę. Jej mąż jest bezrobotny i nie wydobrzał jeszcze całkiem po napadzie i otruciu kilka miesięcy wcześniej. Co mamy, to damy - postanowiliśmy. Powiedzieliśmy Paulinie, że będziemy ją karmić. Prawda, trochę na wiarę!

Od początku roku zabieramy do pracy podwójny obiad - dla Pauliny drugie tyle, co dla nas obojga. Wiemy, że Mama zabiera to jedzenie też do domu, dla córki i wnuczki. Czasem skromniej, czasem z mięsem, ale staramy się żeby jedzenie było zdrowe. Nasza afrykańska przyjaciółka bardzo polubiła placki ziemniaczane i inne polskie ciekawostki. Co bardzo nas cieszy, zdrowotnie znacznie się poprawiła - wcześniej jadła nierówno i najtaniej, co nie pomagało jej na cukrzycę. Przestała pić kawę i słodzić herbatę, Weronika nauczyła ją pić zieloną i owocową.

Projekt jest może trochę czasochłonny, ale chyba i nam wychodzi na zdrowie. A Bóg dokonał cudu rozmnożenia. Wcześniej nie starczało na dwoje, teraz gotujemy dwa razy tyle, i jakoś jest. Nadwyżek brak, ale dziękujemy Bogu że w lutym dociągneliśmy do końca miesiąca (a kto w Polsce nie gimnastykuje się od pierwszego do pierwszego?).

Rozmnożyło się nie tylko jedzenie, ale również miłość. Mama kochała nas już wcześniej, ale teraz wylewa przed nami swoje serce. Modlimy się razem codziennie i gadamy o Bożej dobroci. Kilka dni temu zaczęłyśmy się modlić o niewierzącego Alexa, męża Pauliny. Wczoraj modliliśmy się konkretnie, żeby Alex sięgnął po Biblię. Dziś rano Mama uśmiecha się szeroko: "Wróciłam wczoraj do domu i mój mąż czytał Biblię. Przez całe życie czegoś takiego nie widzialam!"