sobota, 30 stycznia 2010

Nasze dzieciaki

Jeździmy do Mamelodi co tydzień, od jakiegoś czasu. Czekamy zawsze na to sobotnie przedpołudnie - czas spędzony z dzieciakami jest niesamowicie intensywny, radosny, porusza nasze serca. Dzieci, które przychodzą, są w różnym wieku - gromadka zasmarkanych maluchów, starsze dziewczynki (9-11 lat) i dwaj nastoletni chłopcy. Zdążyliśmy się już zżyć, poznać, a każde pożegnanie to prawdziwy rytuał: wszyscy rzucają się w objęcia, każdy dostaje po 3 uściski, przybija "piątkę". Będziecie się o mnie modlić? - pytam dziewczyny. Bo ja będę się o was modlić codziennie przez cały tydzień!

Dzisiaj znowu spędziliśmy z nimi rozbrykane dwie godziny. Pomagali też Bartek i Monika z Polski i Kornelius z Niemiec. Był obowiązkowy mecz piłkarski, rysunki na chodniku, tor przeszkód, ciastka. Słuchaliśmy historii Abrahama, modliliśmy się. Wspaniały, beztroski czas.

Dwie dziewczynki przyszły dzisiaj trochę nachmurzone. Pytam, dlaczego nie chcą się bawić ze swoją koleżanką. Ona jest nudna - mówią. Próbowałam się dowiedzieć, co to znaczy. Ona lubi chłopaków - mówią zawstydzone dziewczynki, uśmiechając się do siebie porozumiewawczo. Jak to? - zapytałam. Oj no wiesz - powiedziała starsza, 10cio letnia, i zaczęła kołysać biodrami w przód i w tył - ona śpi z chłopakami.

Może to plotka, a może prawda. Dziewczynka o której mówiły to małe dziecko, nawet nie nastolatka. Na koniec zajęć przyszła do mnie i przytuliła się mocno. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką - powiedziała. Nie chcę stąd iść.

Prosimy, módlcie się o te nasze dzieciaki.

Poniżej rysunki tych dziewczynek - w zeszłym tygodniu była Arka Noego. Dostałam je od nich w prezencie, więc to prezent także dla Was wszystkich, którzy nas tutaj wspieracie i podtrzymujecie w modlitwach.


Statystyki na ten temat są porażające (RPA).

54.2% dzieci regularnie wykorzystywanych seksualnie
28.9 % doświadcza gwałtu w dzieciństwie
50.2 % uważa swoje dzieciństwo za szczęśliwe

niedziela, 24 stycznia 2010

Żyrafy są niesamowite!

Pojechaliśmy dzisiaj poobserwować zwierzaki! W sobotę opowiadaliśmy dzieciakom z Mamelodi o Arce Noego, i tak wszystko składa się w jedną całość... Nie mogę się powstrzymać, muszę wkleić psalm 148 i oczywiście kilka świeżych fotek:

Alleluja.
Chwalcie Pana z niebios, Chwalcie go na wysokościach!
Chwalcie go, wszyscy aniołowie jego, Chwalcie go, wszystkie zastępy jego!
Chwalcie go, słońce i księżycu, Chwalcie go, gwiazdy świecące!
Chwalcie go, najwyższe niebiosa i wody nad niebiosami!
Niech chwalą imię Pańskie, Bo On rozkazał i zostały stworzone!
Ustanowił je na wieki wieczne, Ustalił porządek, który nie minie.
Chwalcie Pana z ziemi, Potwory morskie i wszystkie głębiny!
Ogniu i gradzie, śniegu i dymie, Wichrze gwałtowny, co pełnisz jego rozkaz!
Góry i wszystkie pagórki, Drzewa owocowe i wszystkie cedry!
Zwierzęta i wszystko bydło, Płazy i ptactwo skrzydlate!
Królowie ziemscy i wszystkie narody, Książęta i wszyscy sędziowie ziemi!
Młodzieńcy, a także dziewice, Starcy razem z dziećmi.
Niech chwalą imię Pana, Bo samo jego imię jest wzniosłe,
Chwała jego jest nad ziemią i niebem! Pomnożył moc ludu swego.
Chwała wszystkim wiernym jego - Synom Izraela, ludu mu bliskiego.
Alleluja.












A na koniec zagadka: Gdzie jest słoń? :D

piątek, 22 stycznia 2010

Życie w bazie

Uczymy się jeszcze nowego rytmu – głośny, irytujący dzwonek dobiegający z kuchni oznacza, że trzeba jak najszybciej przyjść, na posiłek albo jakieś organizacyjne zebranie. Woda w prysznicach raz jest bardzo gorąca, raz bardzo zimna, także mamy nieplanowane zabiegi upiększające – ponoć naprzemienny prysznic ujędrnia skórę. Przez ostatni miesiąc padało praktycznie codziennie, więc nasze ulubione afrykańskie czerwone, gliniaste błoto jest wszędzie, żadne prawdziwe buty nie wytrzymają takiego grzęzawiska, lepiej chodzić w klapkach i pod koniec dnia porządnie umyć nogi. Prać w pralce ponoć nie warto, lepiej w ręku, bo pralka pierze na zimno, kosztuje 15 randów, no i jest jedna – a chętnych będzie 80. Ręczne pranie na tarce jest zdecydowanie bardziej stylowe i daje okazje do rozwijania życia towarzyskiego, ale trudno powiedzieć, jakie będą efekty. Niektórzy wyrażają opinię, że w ogóle pranie jest lekkim złudzeniem, bo wszystko jest ciągle lekko przybłocone i przyszarzałe. Coś w tym jest! No i wszędzie gdzie się nie pójdzie są ludzie. To na razie bardzo przyjemne, poznajemy się i to fascynujące doświadczenie, słuchać historii ludzi z całego świata i tego, jak Bóg działa w ich życiach. Z pewnością może się po czasie przejeść to wieczne towarzystwo – zwłaszcza, że teraz jest nas ledwie ¼ wszystkich uczestników szkolenia, ale na razie się cieszymy rozmowami i wesołym zamieszaniem.

Fryzjer:)


A to co?Błotko...
Łazienki



Kaktus!

Można do nas dzwonić:)
Kaplica

Nowy dom

Przeprowadzka już za nami! Od wczoraj mieszkamy w bazie treningowej. Wyprowadziliśmy się z przytulnego, komfortowego domu na strzeżonym osiedlu w warunki iście spartańskie... i bardzo nam się podoba! Nowy pokoik nie zrobił na nas piorunującego pierwszego wrażenia, ale staraliśmy się urządzić go po swojemu i po kilku godzinach mieliśmy już nowy DOM. Nasz pokoik znajduje się w sąsiedztwie warsztatu, więc otoczenie nie zachwyca, ale to nie ma większego znaczenia – mamy swoje miejsce.


Nasze drzwi:

Geniusz konstruktorski Szczepana: szafka na kosmetyki


Auto - cud


Dokładnie dzień przed przyjazdem na szkolenie mogliśmy odebrać nasz własny samochód i jesteśmy niesamowicie wdzięczni Bogu, jak to wszystko cudownie poukładał. Kupiliśmy bardzo solidne, jak na nasz budżet, auto. Jest w nim sporo miejsca, więc mamy nadzieję, że będzie wozić nie tylko nas, ale będzie też użyteczne w służbie. Cena o 1/3 niższa niż u komercyjnych dealerów, wszystko doskonale zgrane w czasie – bardzo mocno odczuliśmy w tym wszystkim Boże błogosławieństwo. Był jednak moment, kiedy musieliśmy powalczyć o pokój we własnych sercach – podpisaliśmy już umowę, wpłaciliśmy pieniądze, czekaliśmy na odbiór, zbliżał się dzień zwrotu pożyczonego auta... a nasz sprzedawca przez całe popołudnie nie odpowiadał na telefony. Czarne wizje perfidnego oszustwa same cisnęły się przed oczy, ale postanowiliśmy zaufać Bogu do końca. Okazało się potem, że w dzielnicy, w której mieszkał nasz sprzedawca nie było prądu i nie mógł naładować komórki, a już następnego dnia jechaliśmy do domu nowym samochodem. Dziękujemy za Wasze modlitwy i wsparcie w tej sprawie.

Polski weekend


Ostatni weekend przed przeprowadzką spędziliśmy nieprawdopodobnie przyjemnie – odwiedził nas Bartek Tesluk - Polak, który spędził w Południowej Afryce już kilka miesięcy, zaangażowany razem z międzynarodowym zespołem w praktyczne prace porządkowe i remontowe. Błogosławili w taki praktyczny sposób różne misyjne projekty i organizacje, podróżowali po Afryce, poznawali życie różnych grup społecznych. Brzmi to wszystko jak wspaniała, ale też męcząca przygoda – dużo czasu spędzonego w podróży, kempingowe warunki, prowizoryczne jedzenie... Nasz weekend był więc nastawiony na solidny wypoczynek, dobre jedzonko i trochę atrakcji – zwiedzanie Pretorii, wspólne wyjście do “normalnego”, nie namiotowego kościoła, rozmowy wyłącznie po polsku... Dla nas najcenniejsze były właśnie rozmowy – mogliśmy się lepiej poznać i na nowo uświadomić sobie, jaki to niesamowity cud, że Bóg nas tak bardzo kocha. Troje Polaków, zapatrzonych w Niebo, spragnionych Bożego działania, siedziało sobie w Afryce, 10 000 km od domu, przy braaiu (grillu) i nie mogło się temu nadziwić.

środa, 13 stycznia 2010

Stało się.


Czemu ci misjonarze z takim upodobaniem zaprzeczają poczuciu estetyki? Dlaczego jednym z ich ulubionych atrybutów są bezkształtne, plastikowe buty? Kiedyś być może można było poznać misjonarza po sandałach i lasce, dzisiaj - po spodniach w kolorze khaki i kroksach - wstrętnych plastikowych drewniakach.

Wystarczył jeden wyjazd, doświadczenie wspólnych łazienek na końcu korytarza, niezbyt czystych i zawsze zalanych wodą, w których bez trudu można było spotkać ropuchy, gąsienice, świerszcze, ślimaki, pająki i nietoperze. Wystarczyło uświadomić sobie, że w przyszłym tygodniu przeprowadzamy się do bazy treningowej, a tam łazienki są oczywiście na zewnątrz. Tylko tyle i oto całe nasze zarzekanie się, że my to absolutnie nigdy, okazało się nic nie warte. Kupiliśmy za grosze podrabianą wersję słynnych bucików. Przez pół dnia nie mogliśmy się nadziwić, jakie wygodne. Szczepan ma granatowe, ja - szarobure. Stało się. Jesteśmy teraz prawdziwymi misjonarzami :D

Pieniądze i przyjaźń

Z konferencji przywiozłam fascynującą książkę o afrykańskiej kulturze i społeczeństwie, na pewno będę jeszcze coś więcej na ten temat pisać. W każdym razie cieszę się, że nabyłam nieco wiedzy w doskonałym momencie. Inaczej dzięki temu rozumiem, co się wydarza. Tyle tylko, że wiedza, to jeszcze nie mądrość. Zdaje się, że nie mam pojęcia, jak postąpić, ale cóż - przynajmniej rozumiem.

W tym momencie trzeba powiedzieć, że mamy z gruntu inne koncepcje przyjaźni. Przyjaźń po naszemu, jeśli jest szczera i prawdziwa, nie miesza się z interesami, nie mówi o pieniądzach, nie liczy na zyski. To właśnie, po naszemu, prawdziwa przyjaźń. Przyjaźń po afrykańsku jest zgoła inna. Jeśli jest szczera i prawdziwa, nie tylko dopuszcza, ale wręcz wymaga zaangażowania materialnego, wymiany dóbr, troski o potrzeby drugiej strony. W skrócie – jeśli jesteś moim przyjacielem, poproszę Cię o przysługę, a ty mi pomożesz. Zawsze. A ja będę Cię zawsze prosić o przysługę. (Oczywiście, że jest tu miejsce na odwzajemnienie!) Tak budują się gigantyczne siatki powiązań, relacje wdzięczności i zobowiązania, które pomagają przetrwać bez dochodów i bez kredytów w banku. Zaangażowanie materialne to najbardziej oczywisty objaw bliskości.

I tu pojawia się wyzwanie – jak wkroczyć w ten uporządkowany, powiązany wzajemnie świat, zrozumieć jego zasady i zbudować jakieś wartościowe relacje? Być może nie należy się zniechęcać, nie warto się frustrować, ale choć wiemy jak to działa, nie wiemy jak z tego wybrnąć! Oto przykład z wczoraj.

Trzech ogrodników siedziało pod naszymi schodami. Jedli leniwy lunch – robią sobie zwykle przynajmniej godzinkę przerwy około południa. Szczepan nakroił im arbuza i zaniósł – prosto z lodówki, idealnie na upalny dzień. Chłopaki się ucieszyli, przyjęli prezent z wdzięcznością, która przerodziła się w spontaniczny aplauz. Zależy nam oczywiście na tym, żeby się zaprzyjaźniać, więc cała sytuacja nas bardzo ucieszyła. Kilka godzin później usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Przyszedł nasz kolega od arbuza, zwrócić nam plastikowy pojemnik. Przy okazji poprosił nas o pożyczkę. Przeprosiliśmy mówiąc, że nie trzymamy w domu gotówki. Poczuliśmy się przybici.

Co tak naprawdę się wydarzyło? W rozumieniu europejskim, nasz nowy kolega okazał się nie być prawdziwym kolegą, ale chciał wykorzystać nasze miękkie serca. Może po części to prawda, ale gdyby zapytać jego samego, przedstawiłby całkiem inną wersję wydarzeń. Powiedziałby zapewne, że daliśmy mu arbuza i staliśmy się przyjaciółmi. On, jako nasz przyjaciel, ma konkretne potrzeby finansowe, a my mamy zasoby – w każdym razie większe, niż on sam. Przyszedł więc do przyjaciół z prośbą o pożyczkę, a my, odmawiając, potraktowaliśmy go jak obcego. Z przyjaźni nici.

Konferencja na końcu świata i Jakub

Ostatnich kilka dni spędziliśmy na corocznej konferencji naszego misyjnego zespołu – jak się wszyscy nazjeżdżali z różnych miast, z Durbanu, z Cape Town, z różnych mniejszych miejscowości, to się nazbierało 140 dusz, misjonarzy pracujących pod szyldem południowoafrykańskiego OM. Choć miejsce konferencji nie było zbyt odległe, może pół godziny jazdy od Mamelodi, w pewnym momencie zaczęły kończyć się szosy, a twarde drogi zamieniły się w czerwone piaszczyste trakty, wijące się wśród zielonego buszu. Farma, położona na totalnym odludziu, miała dość nietypową architekturę – zamkowe wierze i grube mury, w kształcie fortecy. W zagrodzie pasły się konie, nieco dalej – strusie, a do płota umocowany był neonowy krzyż z niekompletnym zestawem żarówek.
To właśnie tutaj spędziliśmy czas, budując relacje i poznając ludzi. Było trochę okazji, by posłuchać natchnionych historii dzielnych bohaterów. Że też dzielnymi bohaterami ludzie stają się zwykle poprzez cierpienie... Ktoś stracił wzrok, ktoś inny - oboje rodziców w ciągu jednego miesiąca. Poznaliśmy nieco ciekawych osobowości, ludzi zapalonych dla Boga i Ewangelii, nieco ekscentryków, nieco dziwaków. Patrząc uważniej, dało się też zauważyć nieco złamanych, zagubionych serc. A w tym wszystkim, przede wszystkim – dużo oczekiwania na Boże działanie, że On to jakoś wszystko poskłada, i że misyjny wehikuł pomknie w nową dekadę z jeszcze większym pędem i ogniem, że się wiele osób uda uratować, podnieść, opatrzyć wiele ran i posilić wiele dusz. Nawet jeśli nasze własne też potrzebują się ogrzać, starczy tego ognia dla wszystkich.
No i przez te kilka dni, gdy program niespecjalnie – po afrykańsku – napięty, czytaliśmy wszyscy List Jakuba, list, jak podkreślali kaznodzieje, napisany w czasie teraźniejszym, elektryzujący i ponaglający do działania. Jeśli mówisz, że wierzysz, to odpowiednio do swojej wiary działaj! Działaj z miłością, niezależnie od przeciwności, działaj! Bo co znaczą słowa, jeśli nie niosą żadnej zmiany?

A bądźcie wykonawcami Słowa, a nie tylko słuchaczami, oszukującymi samych siebie. Bo jeśli ktoś jest słuchaczem Słowa, a nie wykonawcą, to podobny jest do człowieka, który w zwierciadle przygląda się swemu naturalnemu obliczu; bo przypatrzył się sobie i odszedł, i zaraz zapomniał, jakim jest. Ale kto wejrzał w doskonały zakon wolności i trwa w nim, nie jest słuchaczem, który zapomina, lecz wykonawcą; ten będzie błogosławiony w swoim działaniu. Jeśli ktoś sądzi, że jest pobożny, a nie powściąga języka swego, lecz oszukuje serce swoje, tego pobożność jest bezużyteczna. Czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli i zachowywać siebie nie splamionym przez świat.
(List Jakuba 1:22-27, Biblia Warszawska)

Zion Christian Church

Kim oni są?

Próbując zrozumieć duchową rzeczywistość w RPA, zaczęliśmy się zastanawiać, jak to możliwe, że wg oficjalnych statystyk, jest tu aż 70% chrześcijan, skoro w Pretorii, jak na tak duże miasto, chrześcijańskich kościołów jest niewiele. Którejś niedzieli zabłądziliśmy w slumsowej części Mamelodi, dotarliśmy w okolice torów kolejowych i fabrycznych ruin. Tam zaciekawiły nas porozsiewane po polach, zgromadzone w kręgach pod drzewami grupy ludzi ubranych w białe szaty, kobiety z białymi chustami na głowach. Wyglądało to na religijne zgromadzenie, ale nie przypominało nic, co już znamy. Później zaczęliśmy zauważać, że nie tylko strażnicy na naszym osiedlu, ale też sprzedawcy, ogrodnicy, zwykli przechodnie, kobiety i dzieci, często noszą przypiętą do piersi zieloną odznakę ze srebrną gwiazdą, a czasem też czapki, przypominające wojskowe, z tym samym emblematem. Postanowiliśmy dowiedzieć się więcej.

Wódz i miliony wyznawców

ZCC – Zion Christian Church (w polskiej literaturze występuje jako syjoński Kościół Chrystusowy) ma w tej chwili, w swoich dwóch odłamach, od 13 do 15 milionów członków – to przeszło 1/3 ludności RPA! Kościół powstał w 1924 roku, ale jego błyskawiczny przyrost to ostatnie dziesięciolecie, kiedy to stał się największym “chrzescijańskim” wyznaniem w kraju.
ZCC został założony przez Ignatiusa Lekganyane, wnuka znanego afrykańskiego czarownika, który w dzieciństwie zetknął się z chrześcijaństwem uczęszczając do misyjnej szkoły. Godność wodzów i biskupów w ściśle przestrzeganych strukturach kościoła sprawują wyłącznie potomkowie Ignatiusa, który jest określany przez syjonistów jako “czarny mesjasz”, “posłany przez Boga”. Sam założyciel, jak i wszyscy następcy, są utożsamiani z wcielonym Jezusem, mają mieć dzięki temu moc prorokowania i uzdrawiania, i uważa się ich za pośredników między Bogiem a człowiekiem. (Proroczy dar założyciela potwierdzać ma fakt, że przepowiedział klęskę Niemiec w II Wojnie Światowej).

Miłość, pokój i święta herbata

W nauczaniu ZCC duży nacisk kładzie się na miłość, pokój, pokorę, sumienność i uczciwe życie – tradycyjne elementy biblijnej moralności. To, co wyróżnia ZCC to wpływ animistycznych wierzeń i rytuałów, a także cudowne uzdrowienie, które jest najbardziej eksponowanym elementem nauczania. Wiele wyjaśnia fakt, że 80% członków kościoła przyłączyło się do niego licząc właśnie na uzdrowienie. W uzdrowieńczych rytuałach stosuje się skrapianie i obmywanie wodą ze specjalnych źródeł, objawionych wodzowi. Chorym podaje się też wodę z solą, mającą wywołać uzdrowieńcze wymioty, nakłuwa się ręce, nogi lub nos cienkimi igłami, czasem przykrywa się ich kartkami papieru. Również fragmenty ubrań i miedziany drut poświęcone przez biskupa mają mieć właściwości uzdrowieńcze, chronić przed powrotem choroby i atakiem złych duchów. Powszechnie stosuje się też poświęconą herbatę i kawę, sprzedawane w sklepach spożywczych na wsiach i w slumsach w całym kraju.

Taka jest wola przodków

Największym świętem wyznawców ZCC jest Wielkanocny Festiwal, kiedy to do Zion City Moria niedaleko Polokwane w Limpopo przybywają miliony wyznawców, aby uczestniczyć w kilkudniowym nabożeństwie. Biskup nie tylko uzdrawia i błogosławi tłumy, ale też przekazuje im wolę przodków i ich oczekiwania wobec żyjących. Warto tu dodać, że Wódz nie tylko jest pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem, ale też między żyjącymi a umarłymi. W swojej doktrynie ZCC zezwala na uczestnictwo w tradycyjnych rytuałach, spożywanie mięsa ze zwierząt ofiarnych i często wyjaśnia choroby i nieszczęścia, lub odwrotnie – błogosławieństwo i dobre plony, odwołując się do działalności umarłych i rozmaitych duchów. Mimo rygoru moralnego (zakaz spożywania palenia, spożywania alkoholu i wieprzowiny, wstrzemięźliwość seksualna i nietolerowanie rozwodów), tradycyjne afrykańskie wpływy widoczne są też w akceptacji dla poligamii – przywódcy miewają nieraz przeszło 20 żon.

Gdzie znaleźć nadzieję?

Nietrudno zrozumieć popularność religii, która głosi równość i miłość uciśnionym, obiecuje zdrowie chorym, a na czele stawia nareszcie jednego ze swoich, człowieka tej samej rasy. Kościoły mogą mnożyć się bez przeszkód, bo większość z nich nie posiada własnych budynków, ale gromadzi się w plenerze, zwykle pod dużym drzewem. Jezus z Nazaretu i jego Ewangelia bez przeszkód mieszają się z tradycyjnymi wierzeniami, bo wyznawcy zwykle potrafią czytać bardzo słabo lub wcale i zwyczajnie nie znają treści Biblii. Potrzebują nadziei, i znajdują ją - w świętej wodzie, w kawałku drutu, w odwiedzinach biskupa. Aby do nich dotrzeć, potrzeba jednocześnie bezkompromisowego trwania w prawdzie Słowa Bożego i ogromnej wrażliwości kulturowej. Podejmijcie razem z nami wyzwanie i módlcie się o tych ludzi!


poniedziałek, 4 stycznia 2010

Lądowanie w Afryce

Lepiej późno niż wcale :) Lądowanie w RPA :)

piątek, 1 stycznia 2010

Uwaga! Słowo! Dla Ciebie!

Dobrze wejść w Nowy Rok duchowo odświeżonym, odnowionym - a czasem, może warto by było - całkowicie zrewolucjonizowanym.

Internet jest błogosławieństwem, mogliśmy dziś posłuchać kazania po polsku, z Warszawy. Niesamowite. Ty też koniecznie posłuchaj!

www.media.sienna.waw.pl
Arkadiusz Kuczyński: Jezus jako największy i niepodważalny autorytet wszechczasów