W sobotni poranek na trawniku Meetse stanęła wielka wodna zjeżdżalnia, wypożyczona przez przyjaciół naszej służby. W salce lekcyjnej stały w rządku paczki z prezentami i wiaderka ze słodyczami – na każdym imię jednego z naszych dzieci. Nasze urwisy miały przepiękne świąteczne popołudnie, wypełnione śmiechem i zabawą w wodzie, a później zajadały łapczywie kiełbaski i hot-dogi, słuchały o Jezusie, który je kocha i z onieśmieleniem wyczekiwały na prezenty. Każdy prezent był wybrany dla konkretnego dziecka, zgodnie z jego wiekiem i marzeniami – jak w prawdziwej rodzinie! Cudownie było obserwować jak radość rozpromienia kolejne twarze.
W organizacji przyjęcia pomogły nam urocze starsze panie z afrykanerskiego kościoła w Pretorii. Misternie udekorowane babeczki z różowym lukrem, znikające błyskawicznie w dziecięcych buziach, zdradzały ile miłości i pracy włożyły one w to przedsięwzięcie. Na pewno czas spędzony z dziećmi był dla nich szokiem kulturowym! W pamięci została nam komiczna scenka, gdy dystyngowana staruszka zapytała najmłodszego chłopca, jak ma na imię. “Jestem Baby-maker!” (dzieciorób) - wykrzyknął maluch. Zakłopotanie i dystans rozmyły się jednak w morzu radości.
Patrząc, jak ogromnej przemiany Bóg dokonał w tych dzieciach przez ostatnie kilka miesięcy, jak bardzo zmieniły się – nawet fizycznie – możemy tylko dziękować Mu w zadziwieniu.
1 komentarze:
nie ma jak lato i dobra wodna zjeżdżalnia,super;
Prześlij komentarz