Przeciętni południowoafrykańczycy w naszym odcieniu (różowi, lub jeśli ktoś woli - biali) podróżują zwykle własnym autem lub samolotem. Także od początku spodziewaliśmy się przygody, choć nie byliśmy pewni, jak się to wszystko potoczy. Kiedy przybyliśmy wcześnie rano na dworzec autobusowy, trudno było nam oderwać oczy od scenek rodzajowych, rozgrywających się na peronie... ludzie, ich rodziny i ich podróżne sprawy, pakunki, niemowlęta i pożegnania - może dekoracje nieco inne, ale atmosfera dokładnie jak z Warszawy Zachodniej.
Gdy przesiedliśmy się do innego autobusu w Johannesburgu, miejsca obok nas zajęła pani z kilkuletnią córeczką. Pani od stóp do głów w czerni, twarz cała zakryta, tylko wąska szparka na oczy, jej córka też poubierana... Szczepan szepnął mi do ucha: "ciekawe czy sobie porozmawiacie...". Zaczęliśmy się od razu modlić w duchu, bo przed nami 8 godzin drogi, wspaniała okazja, tylko trochę nieręcznie - serce się wyrywa, ale jak nawiązać kontakt?
Minął może kwadrans i pani sama zaczęła rozmowę. Dzięki Ci Boże, użyj mnie jakoś! Widziałam kątem oka, że Szczepan przestał już słuchać i włożył słuchawki w uszy. Szybko okazało się, że to bardzo religijna kobieta i wkrótce zaczęła mnie pytać o Islam, o wiarę, o Chrześcijaństwo. Zresztą, wracała właśnie ze zjazdu absolwentów szkoły koranicznej i miała wielkie pragnienie przybliżenia się do Boga. Nie spodziewałam się takiej otwartości! Poodpowiadałyśmy sobie na różne pytania, ale po pewnym czasie skończyłam teologiczną debatę - jakoś nie jestem przekonana, że Bóg przygotował to spotkanie, byśmy udowadniały sobie nawzajem swoje racje. Nie chciałam mojej nowej koleżanki nawracać na moją religię. Miałam za to nadzieję, że może spotka w tej podróży swojego Zbawiciela, może choć trochę odczuje Jego dotyk.
Rozstałyśmy się kilka godzin później (roboty drogowe dodały 2 godziny opóźnienia). Im więcej się dowiadywałyśmy o sobie, tym bardziej dziękowałam Bogu. Ta kobieta jechała autobusem pierwszy raz w życiu, pierwszy raz podróżowała bez opieki mężczyzny. Poruszałyśmy przeróżne tematy, szczególnie dużo czasu spędziłyśmy rozmawiając o przebaczeniu. Mogłam opowiedzieć, jak Jezus wtargnął w moje życie ze swoim pojednaniem i łaską. Tłumaczyłam, dlaczego przyjechaliśmy do RPA. Opowiadałam o Bożym uzdrowieniu, którego doświadczyłam. Wtedy coś pękło, Bóg wie najlepiej, ale temat uzdrowienia poruszył czułe struny i popłynęła opowieść o lękach i niepokojach... Na koniec moja nowa znajoma zgodziła się, żebym się o nią pomodliła, więc błogosławiłam ją i jej córkę w imieniu Jezusa. Pasażerowie autobusu przyglądali się z lekkim niedowiedzaniem. Wymieniłyśmy się mailami.
Szczepan mówi do mnie potem: modliłem się jak rozmawiałyście, żeby ta kobieta miała piękne sny. Żeby zobaczyła Jezusa.
czwartek, 30 grudnia 2010
Autobusowe opowieści
Autor:
Weronika
o
18:51
1 komentarze
wtorek, 28 grudnia 2010
Pierogów nie będzie
Wymarzyliśmy sobie Boże Narodzenie, które będzie uroczyste i nastrojowe. Zaplanowaliśmy spędzić sporo czasu, rozmawiając przez Internet z naszymi rodzinami i próbując uchwycić choć skrawek polskiej wigilijnej atmosfery (a także ślubnej gorączki w rodzinie Czajków:). A tymczasem... wszystko układa się zupełnie inaczej!
Autor:
Weronika
o
12:53
1 komentarze
Gliniane naczynia
Autor:
Weronika
o
12:44
3
komentarze
Przyjęcie Świąteczne dla dzieciaków
W sobotni poranek na trawniku Meetse stanęła wielka wodna zjeżdżalnia, wypożyczona przez przyjaciół naszej służby. W salce lekcyjnej stały w rządku paczki z prezentami i wiaderka ze słodyczami – na każdym imię jednego z naszych dzieci. Nasze urwisy miały przepiękne świąteczne popołudnie, wypełnione śmiechem i zabawą w wodzie, a później zajadały łapczywie kiełbaski i hot-dogi, słuchały o Jezusie, który je kocha i z onieśmieleniem wyczekiwały na prezenty. Każdy prezent był wybrany dla konkretnego dziecka, zgodnie z jego wiekiem i marzeniami – jak w prawdziwej rodzinie! Cudownie było obserwować jak radość rozpromienia kolejne twarze.
Autor:
Weronika
o
12:39
1 komentarze
Dziękczynienie
Niektóre kościoły obchodzą w Polsce Święto Dziękczynienia, ale na pewno nie jest ono tak zakorzenione w naszej kulturze jak w USA. Dla naszych przyjaciółek z Ameryki to bardzo ważny dzień. Szczególnie jedna z nich – Megan – przyznała, że to dla niej najpiękniejszy dzień w roku i zapragnęła wyprawić wielką dziękczynną kolację dla całej kilkunastoosobowej rodzinki AIDSHope. Kiedy usłyszeliśmy, że przygotowania trwały kilka dni, a biedna Megan gotowała w przeddzień święta do pierwszej w nocy, byliśmy wzruszeni.
Autor:
Weronika
o
12:31
1 komentarze
Kłopoty i Boża moc
N. to wesoły dziesięciolatek, troskliwie opiekujący się swoją młodszą siostrzyczką T. Wszyscy mówią o niej, że ma swój świat – a tak naprawdę, dziewczynka jest bardzo delikatna, bardzo zamknięta w sobie i trudno nawiązać z nią kontakt, jakby zawsze była nieobecna. Możemy tylko podejrzewać, że musiała ją spotkać (lub wciąż spotyka) jakaś krzywda, która tak silnie zmieniła jej osobowość. Do pewnego momentu rodzeństwo mieszkało razem w “bezpiecznym domu”. Wiemy skądinąd, że ten dom wcale nie jest bezpieczny, dzieci które tam mieszkają są zaniedbane i opuszczone, a dofinansowania dla rodziców zastępczych są po prostu dobrym źródłem dochodów. Pewnego dnia N. przyszedł na popołudniowe zajęcia dotkliwie pobity, z ranami na całych plecach – okazało się, że rodzice zastępczy oskarżyli go o kradzież, pobili i wyrzucili z domu. Chłopak ze łzami w oczach przyrzekał, że nic nie ukradł. Ostatecznie zlądował u swojej biologicznej mamy, która też znajdowała się w jakiejś skomplikowanej sytuacji i nie była gotowa zamieszkać z dziećmi na stałe. Dzieciaki widywały się tylko w szkole i w Meetse, w sprawę udało się włączyć pracowników pomocy społecznej, ale tygodnie mijały, a nic się nie zmieniało. T. stawała się coraz bardziej wycofana, a N. coraz bardziej nerwowy – jego siostrzyczka została bez ochrony i opieki.
Autor:
Weronika
o
12:26
1 komentarze