Część czasu spędziliśmy po prostu łażąc po wsi z aparatami. Skupialiśmy się na video, ale zrobiliśmy też kilka zdjęć. Jakoś naturalnie ludzie zapraszali nas swoimi uśmiechami, spotykaliśmy mieszkańców Belfastu w ich codziennych obowiązkach, w ich codziennym siedzeniu na podwórku. Pamiętałam jeszcze kilka słów w ich języku - w Shangan, więc łatwo było zacząć rozmowę. Xikwembu xi ku katekisa - Niech Cię Bóg błogosławi.
Nie wiadomo kiedy przyłączył się do nas mały chłopiec, który stał się naszym przewodnikiem, przedstawił nas swojej rodzinie, zaprowadził nad rzekę, włóczył się razem z nami piaszczystymi uliczkami. Bardzo ciekawił go aparat, więc szybko został kolegą Szczepana. Pogoda była trochę ciężka, ale i tak powstał ciekawy dokument tej naszej Afryki, tradycyjnej i jednocześnie współczesnej.
Kiedyś wyobrażaliśmy sobie, że prawdziwa Afryka, to ludzie w tradycyjnych strojach, bez zachodnich gadżetów i plastikowych dodatków. Siedzą sobie w kucki przy ognisku i śpiewają. Taką Afrykę, przynajmniej tu w RPA, można spotkać tylko w wioskach-skansenach, wymyślonych dla turystów. Nasza prawdziwa Afryka jest inna. To kobiety wystrojone w kolorowe ubrania prosto z Chin, które bez pomocy rąk niosą na głowie karton z mikrofalówką kupioną na kredyt. Dzieciaki, które wcinają przerażająco niezdrowe chrupki w intensywnym kolorze, kupione za 50 centów na straganie – tym samym, który oferuje też suszone robaki i znakomite owoce. Serdeczni ludzie, którzy otwierają przed nami na oścież swoje domy (a tam zdezelowana meblościanka na wysoki połysk i fotele z szydełkowymi serwetkami na oparciach – całkiem jak u babci na polskiej wsi!). Wychudzone nastolatki, które noszą swoje kilkuletnie dzieci na plecach, zawinięte w ręcznik. Przepici mężczyźni w tureckich sweterkach i nylonowych spodniach na kant (pewnie po pracodawcy, sprzed kilku dekad). Kościoły, gdzie niewyobrażalnie piękny śpiew rujnuje trzeszczące nagłośnienie, rozkręcone na maksa (im głośniej, tym lepiej). I wiele więcej spotkań, obrazów, wrażeń – każde jest wyjątkowe, egzotyczne, ale głośno śmieje się ze stereotypów!
niedziela, 1 maja 2011
Na wsi (Gazankulu)
pranie w rzece
rodzina w komplecie, mężczyzn brak
zobaczyć się na ekranie to wielkie przeżycie
sklep
dama wyrusza do miasta
Szczep i koledzy - nasz mały przedownik po prawej
ani pani, ani pies nie są w najlepszej formie
Autor:
Weronika
o
21:37
0
komentarze
Subskrybuj:
Posty (Atom)