niedziela, 20 lutego 2011

Zbudować dom

Precious, do niedawna podopieczny centrum Meetse gdzie pracuje Szczepan, ma dwadzieścia lat. Niestety w grudniu nie zdał do 12. klasy i musiał pożegnać się ze szkołą - jest już za stary, by powtarzać rok. Tak się czasem dzieje, ale konsekwencje są poważne. Precious stracił szkolne stypendium, które było jedynym źródłem utrzymania dla niego i braci, którymi się opiekuje. Jest dla nich ojcem, matką i jedynym żywicielem.

Precious jest najstarszy z trójki rodzeństwa. Chłopaki zostali sami, po tym jak obaj rodzice zmarli na AIDS.

Precious chciałby pracować jako stolarz albo hydraulik, ale nie ma żadnych kwalifikacji. Pewien stolarz zadeklarował, że chętnie zajmie się chłopcem, nauczy go stolarki i będzie pomagał mu czytać Biblię, tak by wyrósł na pobożnego człowieka. Postawił jednak warunek - Precious musi zdać egzamin kwalifikacyjny, który pokaże, czy chłopak nadaje się do tego zawodu.

Precious przystąpił do egzaminu i czeka na wyniki. Pamiętajcie o nim w swoich modlitwach.

Warto się modlić

Paulina przychodzi smutna i zapuchnięta, więc pytam, co się dzieje. Tłumaczy, że dzień wcześniej zmarła siostra jej męża. Na co zmarła? Była "chora" - she was sick, jak wszyscy co umierają. Nikt nie wypowie otwarcie tej czteroliterowej nazwy, która wisi nad Afryką jak przekleństwo.

Dalej w ciągu dnia jest więcej łez i więcej smutku. Dowiaduję się, że na pogrzeb trzeba jechać kawał drogi, a Paulina nie ma pieniędzy. Ustalili, że nie zapłacą w tym miesiącu rachunków, i pojedzie tylko mąż. Łzy płyną ciurkiem, gdy kobieta przyznaje, że zmarła była dla niej jak siostra, ale przecież może jechać tylko jedna osoba, więc nie ona.

Myślę, wspólnie się smucimy, mówię: Mama, pomogłabym Ci, ale nie mamy teraz pieniędzy. Trzeba się modlić. Ile jest potrzebne? 600 randów (250 zł). Paulinie wpada do głowy nowa myśl, rozjaśnia jej się trochę twarz - no tak, trzeba się modlić.

Dwa dni później Paulina nieśmiało wchodzi do mojego biura, ale widać, że koniecznie musi coś powiedzieć. Jadę na pogrzeb! - cieszy się. Oboje jedziemy! Nie musimy nic płacić, jakiś sąsiad który ma samochód też jedzie na pogrzeb, też w te rejony, i weźmie nas ze sobą. Warto się modlić! Bóg sprawił cud.

Maść dla konia

Paulinę bolały kolana. Znajoma emerytka, biała afrykanerka, postanowiła jej pomóc. Przyniosła jej maść. Wyjaśniła przy tym, że kupiła ją u weterynarza. Bo to maść dla konia.
Paulina opowiada mi tę historię, a we mnie rośnie oburzenie. Co za bezczelność! Co za rasizm!

Ale widzę, że Paulina zamiast się złościć, zanosi się ze śmiechu. Nie rozumiesz - mówi. Ona mi wyjaśniła, że tę maść dla konia kupiła dla siebie, że przetestowała na swoich kolanach, i że pomaga! To nie rasizm, to zwykłe dziwactwo...